Merry Making

Michała Szpaka. Mojego polskiego bisha ^^

No! Po długim urzeraniu się z moim fonem, w końcu udało mi się tu dostać. Wkurzyłam się bo jakieś 10 min temu napisałam długiego posta z wszystkimi wyjaśnieniami, a tu dupa bo jakimś nieznanym sposobem mnie wylogowało i nic nie dodało Więc teraz tak w skrócie
1 nie mam lapka i mam szlaban na neta,
2 wczoraj ogarnełam sprawy koncertowe, z wielkim trudem, bo na fonie, ale jednak
3 nie wiem kiedy odzyskam lapka, miejmy nadzieje ze szybko
4 postaram sie zaglądać tu conajmniej raz na dzień, ale nie gwarantuje, że dam radę pisać posty...

No to narazie tyle trzymać kciuki żebym znalazła robote ;p

Skoro można tu offtopować- *Klik i jarajcie się ze mną <3*
Nali-nali-nalina! XD

A mnie ogłupia głęboki tekst tej piosenki, irytująca twarz Zico (kocham go) i w ogóle... Uwielbiam to

Pochwalę się, że przyszło mi Fimo Liquid, już moja babeczka z modeliny się piecze :3
A teraz mi wpadła jakoś do piekarnika. Nie mogę jej tam znaleźć :C

nkjbnkjbfbdlf ludzie ogarnijcie się:< Czemu tu tak cicho D: ?

Kazu żądam relacji po powrocie ^^

Obiecałam Neko, że opowiem wszystko ze szczegółami, a więc proszę. O ile Wam się będzie chciało czytać :P
Myślę, że temat z Offtopem będzie na tego typu relacje idealny, bo LM.C niewiele mają z An Cafe wspólnego.

Może opowiem co się działo na koncercie, a nie przed nim, bo to, że dziewczyny dały mi się napić coli, a tak naprawdę była to wódka z Colą (nawet nie cola z wódką), a ja oczywiście nic nie czułam, a osób po alkoholu nie wpuszczają i zagryzałyśmy to potem gniazdkiem jest mało ważne XD
Spod klubu chciałabym tylko opisać spotkanie z ''panem od LM.C''. Zaczepił nas (4 osoby) pod klubem i pytał jak po polsku jest ''cześć'', ''dziękuję'', ''kocham was'' itd. Odpowiadałyśmy mu, a on fonetycznie w kanie sobie zapisywał w notesiku. Jestem tak błyskotliwą osobą, że nie zaczaiłam na początku kim jest ten mężczyzna, dopiero potem mnie olśniło, że on to wszystko pisał dla LM.C, żeby się nauczyli i powiedzieli na koncercie parę zdań po polsku.
Potem długo by opowiadać, pod klubem działo się dużo rzeczy, ale to mniej ważne.
Punktualnie o 19 otworzyli drzwi klubu i wszyscy rzucili się w ich stronę. Był ścisk totalny, który mnie nie dotyczył, bo spokojnie z moją paczka stałyśmy na końcu i cieszyłyśmy się swobodą oddychania.
Już przy drzwiach zobaczyłam kartkę z informacją, że na koncercie jest kategoryczny zakaz robienia zdjęć aparatami, nawet tymi w telefonie. Pomyślałam: fajnie, nie będę mieć zdjęcia pamiątkowego. Uch, nie ważne. Gdy weszłam do klubu kilka rzędów stało ściśniętych pod sceną. Spoko, i tak się nie będę pchać pod barierki. Stanęłyśmy przy konsoli, pan od nagłośnienia położył kartkę, oczywiście musiałam zerknąć co na niej jest <3 Była to setlista, więc można się było tę godzinę przed wyjściem zespołu psychicznie przygotować.
*tutaj setlista* Zdjęcie nie moje, ponieważ nie można było ich robić. Nie wiem jak się udało komuś wykonać zdjęcie. Co z tego, że przemyciłam aparat, skoro ochrona, która w tłumie zauważyła aparat lub telefon, od razu podchodziła i kazała schować (i skasować zdjęcia!). No nie dało się, może jakiś szczęśliwiec szybko zrobił fotkę, nie wykluczam tego. Niestety ja nie miałam szans, stojąc na końcu, już poza tłumem, gdzie obok stał ochroniarz- byłam praktycznie bez szans. Także zasady były rygorystycznie przestrzegane, nie spodziewałam się, że nie przymkną czasami oka na pewne rzeczy.
Wyszli technicy. Każdy skanduje: LMC!. My, jako prawdziwe indywidualistki zaczęłyśmy krzyczeć: TECHNICY! TECHNICY! (kto był, na 100% słyszał) ;D

Chyba bez żadnego opóźnienia wyszli LM.C. Gdy tylko usłyszałam Be STRONG, Be POP, od razu krzyczałam coś w stylu ''bi storongu bi poppu'' ;)
Potem Ah hah!, wtedy się dopiero rozkręcało, było w miarę spokojnie. Chyba na Bell the CAT się zaczęło! Dwuosobowe pogo zawsze spoko :) Weszłyśmy na chwilę do tłumu, ale tam było strasznie mało miejsca, duży ścisk, każdy chciał stać pod sceną, a w sumie im dalej, tym lepiej było ich widać oraz słychać.
Stanęłyśmy z Ogórkiem na środku klubu, gdzie nie było prawie nikogo i zaczęłyśmy swoje tańce-połamańce.
Ogólnie koniec miażdżył- każdy miał dużo miejsca, więc było duże pole do popisu.
Kiedy my skakałyśmy bardzo wysoko, jak psychicznie chore sarenki w glanach, 2 dziewczyny tańczyły, niczym na weselu. Postanowiłyśmy też tak zrobić. Na SUPER DUPER GALAXY zaczęłyśmy tańczyć walca angielskiego (wiem, bardzo pasowało), potem jeszcze krakowiaka i oberka. Było super śmiesznie, nawet później parę osób się załapało na hulanki :D Cały zespół było dobrze widać, ale i tak byliśmy zajęci zabawą. Koleżanka która stała w pierwszym rzędzie mówiła, że Maya często patrzył na tyły i się uśmiechał. Czyżby nasze weselne tańce mu się podobały? XD Podobno miał też minę typu: Lol. No tak... Polska.. :D

Na koncercie Mayek spadł nawet ze sceny, a potem wstał i grali dalej jakby nigdy nic. To było zabawne ^^
Potem zapomniało mu się, jak powiedzieć ''kocham was'', ale publika mu pomogła. Jedno tylko się nie zgadzało, przed klubem gościu mu zapisał ''kocham was'' i tego się Maya uczył. Na koncercie fanki mu podpowiadały ''kocham Cię'' i chyba zorientował się, że coś jest inaczej. Cóż, język polski zaskoczył Mayę.
Następnie zapytał wszystkich, jak jest ''miłość''. Powtórzył po nas ''ioś'', potem ''piwoś'' ja nawet słyszałam ''bigos'' XD Potem w końcu prawie dobrze- ''miłoś'', chyba ''ć'' sprawiało mu trudność ;) Podniosłyśmy wtedy kciuki w górę, na znak, że jest dobrze, i on to widział, także nie musi się martwić, że źle powtórzył.
Przy BOYS&GIRLS:
Maya: Boys!
Chłopaki: Łuuu!!
Maya: Girls!
Dziewczyny: AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!
To było epickie, nawet Maya się zaśmiał :D
Co tam jeszcze? Ach, przy Oh my Juliet. Maya zapytał: Where's my Juliet? Oczywiście nagle cały klub, wszystkie dziewczyny stały się Juliami. Więcej szczegółów aktualnie nie pamiętam, ale mogę powiedzieć: było super, chociaż namiętnie słuchałam ich ok. 2 lata temu, potem już mniej, a bilet kupiłam, bo mimo wszystko chciałam ich zobaczyć/posłuchać na żywo. I to był strzał w 10, bo dzięki temu wydarzeniu kolejny zespół jest bliżej mojego serca. Nie spodziewałam się tak dobrego koncertu, technicznie byli oczywiście bardzo dobrzy, ale wpłynęły na to różne inne czynniki, np. atmosfera przed/na koncercie czy kontakt z fanami.
Łezka w oku się zakręciła przy ROCK THE LM.C. Była to ostatnia piosenka, wszyscy mieli miny typu: wiem, jestem nieżywy/nieżywa, umieram, nogi mnie bolą, leje się ze mnie, ale żeby koniec? No proszę was! :)

Potem oczywiście długie pożegnanie z fanami, jakże urocze. Maya wziął polską flagę, na której się podpisywaliśmy i dumnie nosił ją na plecach. Później robili nam zdjęcia, my nie mogliśmy, więc oni robili. Jak gdzieś wstawią, to pewnie mnie będzie widać, chociaż wolałabym, żeby mnie ucięli, chociaż twarz, albo coś :D

Po koncercie zmęczone poszłyśmy kupić koszulki, oczywiście bydło (bo tego czegoś normalnymi fanami nazwać nie można) było straszne. Stanęłyśmy w ''kolejce'' jako drugie, a okazało się, że kupiłyśmy koszulki prawie ostatnie. Dziękujemy wszystkim ludziom o nadzwyczajnej kulturze, naprawdę.
Jeszcze miałam dylemat, czy kobieta sprzedająca tam mówi po polsku, czy po angielsku. Nie miałam okazji się wsłuchać jak inni kupowali, bo był straszny harmider, ale to co udało mi się usłyszeć było po angielsku, więc też postanowiłam po tym języku do niej mówić. Najwyżej wyszłam na osobę chcącą zaszpanować angielskim, a co! :D

Nieoficjalne podsumowanie tego koncertu brzmi:  Polska - tutaj dowiesz się jak na prawdę porypani są twoi fani


Wybaczcie wszystkie literówki, za dużo napisałam, żeby to teraz sprawdzać ^^